Obserwując polską przestrzeń polityczną przez różowe okulary prorządowych mediów i zestawiając je z czarnowidztwem serwowanym przez opozycyjne nurty można doświadczyć swoistej dychotomii. Z jednej można zobaczyć mityczny, wręcz utopijny obraz krainy w której dzieje się dobrze na skutek "pozytywnej zmiany", gdzie zwalcza się układy i korupcje, wspiera się filary polskości takie jak wiara czy patriotyzm czy pomaga tym najuboższym. Z drugiej zaś widzimy wizję nieudolnego rządu, które trwoni publiczne pieniądze, zadłuża państwo, szydzi z przedsiębiorców i podnosi podatki. Jak więc jest naprawdę ?
Aby odpowiedzieć na to pytanie w pierwszej kolejności należy się zastanowić się nad pewnym istotnym fenomenem, z którym można się spotkać w obydwu obozach. Otóż rozsądny odbiorca zapewne zwrócił uwagę na pewien element. Jest albo doskonale albo katastrofalnie. Czerń lub biel. Nie chodzi w tym momencie o jakiekolwiek formy bezstronności informacyjnej a po prostu o realną, rzetelną ocenę, jeżeli już takowa występuje. W telewizji publicznej próżno szukać krytyki decyzji podejmowanej przez rząd. Podobnie w opozycyjnych mediach nie sposób znaleźć pozytywnego wydźwięku w stosunku do polityki rządzących.
Jak to więc jest, że PIS osiągnął tak spektakularny sukces polityczny, który prawdopodobnie zostanie powtórzony w jesiennych wyborach? Czym trafił do polskiego wyborcy? Odpowiedź wydaje się banalnie prosta i sprowadza się do ekonomii.
Główny Urząd Statystyczny wskazuje, że średnie wynagrodzenie pracownika szacuje się na ponad 5000 zł brutto (dane za maj 2019 r.). Kwota ta daje około 3600 zł "na rękę". Średnio rozgarnięty obywatel wie jednak, że średnia nijak ma się do zarobków większości (autor daruje sobie szersze omówienie tej kwestii). Ta sama instytucja, już bardzo niechętnie, co dłuższy okres czasu publikuje dane, które odnoszą się do sporej grupy społeczeństwa. Otóż z informacji tych wynika, iż rzeczywiste średnie wynagrodzenie, tzw. dominanta, wynosi około 1800 zł netto (2500 brutto). Przy obecnych kosztach życia, dla wielu rodzin z 3-4 dzieci program socjalny 500 + jest po prostu "zastrzykiem na przeżycie"
Jakkolwiek program ten w swoim założeniu wydaje się być stymulujący i pozytywny nie tylko dla rodzin i gospodarki, tak w rzeczywistości przyczynia się do wzrostu bezrobocia i w dalszym etapie do wyhamowania wzrostu. Niejednokrotnie "bardziej opłacalnym" jest zrezygnować z dochodu rzędu 1000 zł po to by zmieścić się w progu i otrzymywać świadczenie 500+ na pierwsze dziecko. Jakie mogą być tego dalsze skutki, łatwo sobie wyobrazić.
Program 500+ wymaga natychmiastowych obostrzeń inaczej może stać się przyczyną upadku polskiej gospodarki. Na dzień dzisiejszy nawet gloryfikowane za swój socjal Niemcy idą po rozum do głowy i wprowadzają cenzus pracy dla swoich zasiłków. 500 + jak najbardziej powinno funkcjonować jednak nie na zasadzie dochodu dla każdego a pomoc dla pracujących i płacących podatki. Tylko wtedy spełni swoją funkcję i nie stanie się "grzechem pierworodnym" dla potomnych.
Powyższy zagadnienie w zestawieniu z sondażami wyborczymi pokazuje też drugą druzgocącą kwestię. Dla przeciętnego polskiego wyborcy nie ma znaczenia jakie ich przedstawiciele reprezentują poglądy. Nie istotne jest czy są patriotami, prorosyjskimi marionetkami czy niemieckimi kapitalistami. Dla wyborcy liczy się tylko kto da więcej. Ryzykowną, aczkolwiek prawdopodobną teza wydaje się stwierdzenie, iż gdyby polski wyborca miał pewność, że uzyska np. dochód podstawowy 2 tys. zł netto byłby skłonny zagłosować nawet na kosmitów.